Orzeł i Dziecko, Tolkien i Lewis
Oxford i Cambridge, Oxbridge - miasteczka uniwersyteckie uzupełniające się, a zarazem kontrastujące niczym ogień i woda. Genialne uczelnie - matki - gwiazd, polityków, odkrywców. Przyciągają rzesze turystów. I mnie. Świadomość, że starymi, romantycznymi uliczkami przechadzali się Tolkien, Lewis, Hugh Grant i gołębie, a teraz ja zostawiam na nich ślady stóp przyprawia o dreszcze oraz szybsze bicie serca.
Zakładając wygodne oksfordki (a tak serio zwykłe adidaski) ruszyłam na podbój ich stolicy. Zwiedzanie rozpoczęłam od przeczesania Ashmolean Museum, jak na fanatyczkę sztuki przystało. Zobaczyć w nim można m.in. latarnię Guy'a Fawkes'a, skrzypce wykonane przez Stradivariusa i podróbę Grupy Laokoona (oryginał w Muzeach Watykańskich). Budynek zachwyca, jest ogromny, można dostać oczopląsu.
Obok słynnego pubu The Eagle and Child tylko przeszłam, nie mając okazji wstąpić i poczuć klimatu oksfordzkich spotkań Tolkiena i Lewisa. Szkoda, ale może innym razem uda mi się powrócić do tego miejsca?
Czerwone budki telefoniczne, nieodzowny symbol Anglii, wyróżniający się na tle średniowiecznych, gotyckich murów w kolorze piasku, można znaleźć i tutaj. Tylko kolejki są mniejsze. Właściwie ich brak, co pozwala delektować się pstrykaniem zdjęć w przeciwieństwie do londyńskich czerwonych skrzatów.
W Cambridge można popłynąć łódką po rzece o oryginalnej i jakże niespodziewanej nazwie - Cam. Łódź steruje się wiosłami stojąc na jej krańcu co sprawia, że bardzo łatwo utknąć w miejscu lub zataczać koła na środku akwenu, uniemożliwiając przepływ innym zwiedzającym. Poczynania na szlaku wodnym obserwowane są z mostów usytuowanych nad rzeką, wielu kibiców wspiera strudzonych śmiałków w mozolnej drodze do brzegu.
W centrum miasta dominują rowery, dzięki którym można sprawnie i szybko się po nim przemieszczać. W godzinach szczytu warto odwiedzić okoliczne sklepy i kawiarnie, a wieczorem cieszyć się brytyjską herbacianą chwilą wytchnienia.
Komentarze
Prześlij komentarz