Autumn is coming, przedjesienne czytanko
Wielkimi krokami zbliża się (tu dramatyczna melodyjka) koniec mojej czteromiesięcznej laby i początek roku akademickiego. Teraz to się zacznie zamieszanie: poszukiwanie sal wykładowych, błądzenie rozległymi korytarzami, a co najgorsze - próby nawiązania nowych znajomości.
Resztki wolnego czasu poświęcam delektowaniu się książkami i czasopismom – czyli tym, co sprawia mi największą radość i odskocznię od codzienności, starając się jednocześnie odgonić strach i negatywne myśli.
Kilka dni temu "na ruszt" wrzuciłam ,,Zieloną milę" Stephena Kinga, dorwaną na wyprzedaży książkowej w supermarkecie. Wcześniej czytałam jedynie ,,Carrie" oraz ,,To", więc nie miałam dużego doświadczenia z twórczością autora.
Wydanie, które posiadam, nie należy do najpraktyczniejszych. Co prawda jest malutkie, łatwo mieści się w torebce, waży niewiele i miejsca też dużo nie zajmuje, lecz ciężko przewracać strony, a otwarcie książki wymaga dwóch rąk – jest bardzo sztywna. Mniej więcej po przeczytaniu połowy mogłam swobodnie manewrować kartkami i zdołałam je okiełznać - wcześniej stawiały spory opór.
Zaskoczyła mnie lekkość języka, którym posługuje się King. Kilkaset stron pochłonęłam w niecałe dwa dni. Z ciekawością wracałam do lektury, z jednej strony chcąc znać zakończenie, z drugiej – czytać jak najdłużej. Mimo kompletnie nieinteresującej mnie tematyki, nie mogłam się oderwać od tej fascynującej powieści. Sądzę, że to jest właśnie magia Kinga, jego fenomen, który zapewnił mu rzesze fanów.
W wolnych chwilach sięgam po kwartalnik ,,Przekrój", z którym dzielnie trwam od pierwszego wznowionego wydania. Na nowy, jesienny numer czekałam już od lata – za szybko połknęłam poprzedni. Ale co zrobić kiedy to jest takie dobre! Od razu pognałam do kiosku dorwać to małe dziełko sztuki i od tamtej pory staram się zgodnie z instrukcją – czytać je pomału. Wiadomo jak to jest z instrukcjami – są bo są, ale kto by się nimi przejmował!
Komentarze
Prześlij komentarz